- Na kominie spalarni pojawił się dym, znów zaczęły pracować wszystkie urządzenia, rozszedł się chemiczny odór. Policję wezwali mieszkańcy. Szpital nie zareagował i nie wezwał policji, choć dzień wcześniej jego dyrektor administracyjny - Łukasz Matlakiewicz w bezpośredniej rozmowie z mieszkańcami potwierdził, że szpital został poinformowany o niebezpiecznych przekroczeniach norm emisyjnych spalarni i działaniach Woj. Inspekt. Ochrony Środowiska - mówi Jacek Zachara, prezes Stowarzyszenia Olszówka.

Szpital wezwał policję, ale... właśnie dzień wcześniej (20 marca), ponieważ niepokoiła go obecność grupy mieszkańców na chodniku obok spalarni. Spalanie i emisja niebezpiecznych substancji wbrew oficjalnej decyzji Inspektoratu Ochrony Środowiska - nie spotkały się z odpowiednią reakcją szpitala i 21 marca policji nie wezwał.

W niedzielę 22 marca mieszkańcy na własne oczy przekonali się, że popiół po nielegalnie spalonych odpadach niebezpiecznych rozdmuchuje wiatr, ponieważ kontenery, w których został zmagazynowany, są otwarte. Mieszkańcy ponownie zgłosili sprawę na policję i na numer alarmowy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Ten jednak stwierdził, że nie ma żadnego zagrożenia.

Mieszkańcy domagają się od Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach zaplombowania spalarni, zabezpieczenia terenu wokół niej oraz kopii decyzji o natychmiastowym zatrzymaniu pracy spalarni.