Okoliczności zdarzenia nie są zbyt skomplikowane i są świetną przestrogą mówiąca o tym, jak ważna jest koncentracja za kierownicą. Kierujący jednośladem oczekiwał na czerwonym świetle przy wyjeździe z ul. Łagodnej. Miał zamiar jechać na wprost w ul. Bora Komorowskiego. W pewnym momencie na sygnalizatorze zapaliła się zielona strzałka umożliwiająca skręt w prawo (w ul. Żywiecką w stronę centrum). Auto na prawym pasie ruszyło do skrętu. Motorowerzysta zasugerował się tym faktem i bez patrzenia w sygnalizator ruszył prosto przed siebie. Wjechał wprost pod prawidłowo jadące Volvo, które poruszało się ul. Żywiecką w stronę Mikuszowic. Doszło do zderzenia obu pojazdów.

Uderzenie było bardzo mocne - mężczyzna został wyrzucony w powietrze na kilka metrów i z impetem uderzył o asfalt. Poszkodowany trafił do szpitala, gdzie przebywa na OIOM, utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej. Rokowania lekarzy są dobre, ale czeka go długa droga do sprawności.

Formalnie w kwestii policyjnych procedur, to zdarzenie jest kolizją drogową. Bezdyskusyjna jest kwestia winy, a jedyna osoba z obrażeniami ciała to sprawca. Nic w jego sprawie nie zmieniłaby sprawa sądowa, więc policjanci zakończyli temat na miejscu bez przeprowadzania dodatkowych czynności pod wypadek (oględziny, pomiary drogi itp.). Obaj kierujący byli trzeźwi. Utrudnienia w ruchu trwały około godzinę.